- dzień dobry
- szczęść boże
- przepraszam, gdzie tu jest dział reklamacji?
- słucham?!
- chciałem złożyć reklamację...
- hmm...
- jesteście przedstawicielstwem Boga, tak?
- rozumiem... a co chciałby pan zareklamować?
- życie
- życie... dlaczego?
- mówiono mi, że istnieje piekło i niebo oraz, że kiedyś znajdę się w jednym z tych miejsc
- no tak
- no więc wydaje mi się, że zostaliśmy oszukani
- dlaczego?
- ponieważ my już jesteśmy w piekle!
- ... dlaczego tak pan uważa?
- ilu zna pan szczęśliwych ludzi?
- wielu
- ludzi naprawdę szczęśliwych, codziennie, w każdej sekundzie, ludzi którzy spełnili swoje marzenia, odnaleźli to czego szukali, ludzi dla których nie ma już różnicy między ziemią a rajem?
- oczywiście aż tak szczęśliwych ludzi jeszcze nie spotkałem; ziemia to jednak nie raj
- ja również nie spotkałem naprawdę szczęśliwego człowieka, oczywiście znam wielu i słyszałem o wielu, którym na jakiś czas udało się osiągnąć jako-takie szczęście; mi również coś takie się przydarzyło i pewnie jeszcze niejednokrotnie się przydarzy
- szczęście to rzecz złudna, znaczy się - szczęście typowo pojmowane, materialne; na ziemi prawdziwe szczęście można odnaleźć tylko w Bogu
- czy ci, którym uda się odnaleźć szczęście w Bogu nie będą widzieć różnicy między ziemią a rajem?
- ... no jednak będą... powtórzę jeszcze raz - ziemia to nie raj
- rozumiem, gdyby ziemia była rajem nikt nie miał by powodu praktykować jakiejkolwiek religii...
- słucham!?
- nie ważne... zdaję sobie sprawę, że szczęście to w dużej mierze stan umysłu, tyle tylko że nie - znam nikogo komu ten stan udało by się trwale osiągnąć
- nic dziwnego - trwałe szczęście możliwe jest jednie w raju natomiast trwałe nieszczęście jedynie w piekle
- rozumiem, ale czy nie lepiej jest być stale głodnym niż móc raz na jakiś czas najeść się do syta a chwilę potem znowu cierpieć głód widząc oczyma wyobraźni jeszcze do nie dawna zastawiony stół, czując smak wspaniałych potraw, wreszcie widząc jak jedzą je inni?
- do czego pan zmierza?
- zmierzam do tego, że najgorszą torturą wydaje mi się podawanie złudnej nadziei okraszonej strachem i cierpieniem: jeszcze tylko chwila jeszcze tylko trochę... wytrzymaj a zaraz dotkniesz szczęścia... Poddajesz się - masz tu trochę szczęścia... Rozsmakowałeś się - cierp głód!
- tak widziałby pan piekło?
- tak, nie jako miejsce, gdzie smażą ludzi w kotłach - tacy ludzie byli by zrezygnowani tak jak długie tortury opróżniają z duszy ludzkie ciała tu na ziemi. Nie - aby móc się nad kimś naprawdę pastwić trzeba dać mu nadzieję, złudną ale nadzieję!
- niestety nie mamy tu działu reklamacji...
- rozumiem... a może znajdę coś u konkurencji?
- wątpię
- szkoda, z resztą pewnie i tak gwarancja już minęła, po za tym nie mogłem znaleźć paragonu...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Sama już nie wiem czy największą torturą jest poddawanie się złudnej nadziei, wprawić w kogoś w stan oczekiwania czegoś co nigdy się nie wydarzy. Czy prościej jest nie mieć w ogóle nadziei. Pogodzić się z tym co się ma albo czego nie ma, nie robić sobie już żadnych nadziei. Złudna nadzieja i brak nadziei ma jeden wspólny koniec: ból i rozczarowanie. Rozczarowanie, to jest najgorsze jest w tej całej nadziei... Rozczarowania się boję, za dużo jest tego w życiu.
Chcę bardzo wierzyć w nadzieję. Chcę widzieć jakieś światełko. A widzę bezsilność.
Bardzo podobają mi się twoje przemyślenia.
Mało na świecie jest tak "głębokich ludzi"
Pozdrawiam Anne
Prześlij komentarz