Akcja przeciwko wymuszaniu zakupu systemu Windows

Uwolnij Laptopa

poniedziałek, 15 lutego 2010

Stan szczęścia a stan nieistnienia (lub stan braku potrzeb).

Chyba każdy marzy o tym, by być wiecznie młodym, spotkać ukochaną osobę i żyć szczęśliwie. Być może w przyszłości będzie to możliwe dzięki technologi: przywrócenie młodości, wymiana ciała, itp. oraz "sterowanie uczuciami". Zresztą nawet gdyby sterowanie uczuciami pominąć kwestia nadal pozostaje: czy dostosowywać świat do swoich potrzeb czy też wyłączyć swoje potrzeby i zaprzestać istnienia. Na pierwszy rzut oka (a dla wielu zapewne i na drugi, zaś potem kończą się oczy ;) lepiej jest dostosować świat do siebie (czy też siebie do świata - jeden grzyb) tak, aby móc odczuwać w nim szczęście. Jednak z drugiej strony taka sytuacja zdaje się obnażać fakt braku sensu pozostawania w szczęściu (dążenie do szczęścia ma oczywiście sens). Za razem świadomość, że po wyłączeniu wszelkich swoich potrzeb, uczuć itp. nie odczuje się ich braku powoduje de facto zrównanie tych stanów. Oczywiście owo zrównanie okazałoby się w pełnym wymiarze dopiero po dokonaniu owego "wyłączenia". Hmm... gdzieś tu powinien chyba być znak zapytania... ;)

8 komentarzy:

Anonimowy Anonimowy pisze...

Napisałeś, że każdy marzy o tym, by być wiecznie młodym i żyć szczęśliwie. Ty też należysz do "każdy"? Uważam, że nie młodość ma znaczenie. Ukochana osoba - tak. Jesteśmy tak społecznie skontruowani, że potrzebujemy kochać i być kochanym. Zastanawiam się nad singlem. To takie modne pojęcie. Singiel z wyboru, a nie z konieczności. Czy naprawdę istnieje takie zjawisko? Czy to może wylansowany trend? Rozumiem, że taki singiel może być spełniony w pracy, mieć dużo znajomych, podróżować i robić wiele rzeczy, które można zobaczyć w tych amerykańskich filmach. Ale czy ten singiel z wyboru nie odczuwa potrzeby być kochanym przez jedną wyjątkową osobę i odwzajemniać to uczucie. Kochać jedną osobę. Choć teraz też jest modne by być w wolnych związkach, bez zobowiązań, "kochać" wiele osób. Tak jest wygodnie. Może ten singiel jest sam z wyboru bo taki jest wykształcony, taki wypodróżowany, taki zadufany w sobie, że uważa,że nikt nie jest w stanie przebić jego szczęścia... a może to strach przed zakochaniem...może kochał i był bardzo szczęśliwy a teraz boi się znowu zakochać by nie zostać znowu zranionym...

Napisałeś również, że dostosować świat do siebie i siebie do świata to jeden grzyb. Dla mnie 2 grzyby. Co innego mieć możliwość dostosowania świata do siebie a co innego jak my musimy dostosować się do niego.

Wiem, trochę poszłam w innym kierunku od tego co napisałeś(jako dziewczyna jak zwykle w kierunku uczuć) ale takie myśli mi się nasunęły podczas czytania Twojej wypowiedzi.

Unknown pisze...

Emm... napisałem, że "chyba każdy" - staram się unikać kategorycznej generalizacji :).

Inna sprawa, że w sumie pisałem o innych rzeczach, ale chętnie ustosunkuję się do Twojej wypowiedzi :).

Masz prawo uważać, że młodość nie jest taka ważna, zauważ jednak, że ja nie pisałem o tym, co jest ogólnie ważne, a jedynie o tym, co ludziom wydaje się być ważne (a raczej - czego pragną). Skąd mam takie dane? Z obserwacji. Czy moje obserwacje mogą być obarczone błędem - oczywiście, stąd wspomniane "chyba" :).

Moim skromnym zdaniem "singel" to pomysł na to, jak ulżyć w życiu tym którzy z jakiś powodów nie mogą / nie potrafią kogoś sobie znaleźć i nie chcą się do tego przyznawać. Oczywiście mogą też istnieć ludzie asekusalni (zaraz pewnie dostanie mi się po głowie za łączenie seksualności ze stanem miłości ;).
Wątpię, aby trendy mogły wylansować coś tak silnie wpływającego na człowieka jak jego seksualność.
Hmm :). Piszesz - jak mi się wydaje - z lekkim wyrzutem o "wykształceniu" singlów do życia w samotności przez co umyka im - znowu wg. mojego wrażenia - chyba najważniejszy dla Ciebie stan związany z miłością, czyli kochanie i bycie kochanym przez tylko jedną osobę... Nie wydaje Ci się, że Twoja opinia nt. owego najbardziej wartościowego stanu może być właśnie wynikiem "wykształcenia"? Czy też uważasz, że monogamiczne i dożywotnie (rany - jak to zabrzmiało ;) związki są naturalne dla człowieka?

Pisząc o tym singlu masz na myśli mnie? W każdym razie czy o stanie zakochania można zdecydować?

Dostosowanie świata do siebie a dostosowanie siebie do świata uznałem za jeden grzyb patrząc z punktu widzenia wyników (czy to Mahomet przyszedł do góry, czy też to góra przyszła do Mahometa - wynik jest ten sam). Faktycznie być może powinienem to sprecyzować w moim wpisie.

:)

Anonimowy Anonimowy pisze...

1. Długo czytałam Twój ostatni wpis.
2. Nie pisałam o Tobie.
3. Uważam, że na początku związku zakłada się monogamiczność i dożywotność a czy on taki pozostanie zależy od naszego stopnia zaangażowania (a on zależy od tego jak bardzo iskrzy między dwojgiem ludzi).
4. Uważam, że nie istnieje pojęcie "singiel z wyboru". Każdy odczuwa potrzebę bliskości (bliskości fizycznej i psychicznej, a taka bliskość rodzi się w związkach). Osoba wykształcona z pasjami, spełniająca się w innych dziedzinach może dłużej tą potrzebę zagłuszyć, ale ta potrzeba jest.
(może niekoniecznie wykształcona, choć wykształcenie, inteligencja, środowisko, w którym żyjemy, wychowanie i wiele innych czynników ma wpływ na naszą osobowość, postrzeganie świata, odbiór drugiego człowieka)

Unknown pisze...

ad 1. OK :)
ad 2. uf ;)
ad 3. IMHO to jest właśnie efekt "wyedukowania". Są kultury, w których założenia te są kompletnie różne.
ad 4. Coś w tym jest, choć pewnie są ludzie, którzy tego nie potrzebują (choć jest to zapewne znikomy procent społeczeństwa).

Anonimowy Anonimowy pisze...

ad. 3 jakie to są kultury?

Grzesiek pisze...

Przepraszam za zwłokę - ostatnio wiele się dzieje :)
Na szybko z głowy:
- Islam = wielożeństwo
- kultury plemienne = m.in. wymiana partnerek (~ "wspólne żony")
...

Anonimowy Anonimowy pisze...

ad.3
Chodziło mi o trwanie związku. Nie ma osoby, która wiązałaby się z drugą osobą, wiedząc że jest on tylko chwilowy. Można mieć kilka żon, ale założenie jest takie same - do końca je mam.

Grzesiek pisze...

ad.3
To chyba zależy od tego, co motywuje osobę chcącą się z kimś związać. Zapewne w przypadku miłości faktycznie nikt (lub mało kto) zakłada "tymczasowość" związku, ale już w przypadku pobudek seksualnych i społecznych (być może występujących tak na prawdę częściej niż miłość, choć mało kto będzie skory się do tego przyznać) możliwość zerwania związku może być brana pod uwagę.
Oczywiście w naszej kulturze bazującej się m.in. na Starym Testamencie zakłada się nierozwiązywalność małżeństwa, ale nie jestem pewien, czy jest to zgodne z naturą człowieka. Gdyby tak było - nie było by zapewne tylu rozwodów (które np. u papużek nierozłączek raczej nie występują ;). Swoją drogą ciekawy system związków opisał w "The Memory of Earth" Orson Scott Card: para podpisuje roczny kontrakt małżeński, który może być przedłużony jedynie za zgodą obojga partnerów. W innym wypadku rozchodzą się i mają prawo związać się z kim innym. Dzieci natomiast do siódmego roku życia wychowywane są przez matki, potem zaś przez ojców. Jedyny problem to źródło finansowania na wychowanie dzieci, no ale może o tym należy myśleć zawczasu ;)