Akcja przeciwko wymuszaniu zakupu systemu Windows

Uwolnij Laptopa

wtorek, 30 marca 2010

Sprawy zaległe

Po niezbyt krótkiej przerwie wracam do pisania. Co ciekawe - w przeciwieństwie do ostatniego prawie rocznego przestoju spowodowanego m.in. "apatią" - tym razem od pisania powstrzymywało mnie głównie załatwianie spraw aktualnych i zaległych. Tych drugich trochę się zebrało m.in. właśnie podczas owego okres rezygnacji z wszelkich działań po za tymi podstawowymi, rzekłbym koniecznymi do przetrwania. Dlaczego o tym wspominam? Otóż zastanawiam się, czy kiedykolwiek nastąpi czas, w którym liczba spraw do załatwienia zmaleje na tyle bym nie musiał za nimi biegać "jak kot z pęcherzem"?. Z drugiej strony nawet gdyby liczba spraw oraz ich złożoność i waga znacznie zmalały, może nadal będą zajmować połowę mojego czasu zgodnie z faktem (?), że dla człowieka ospale leniącego się na kanapie wyjście z domu po chleb jest niczym zsyłka na Syberię? Cóż - być może natłok zajęć i poczucie stałego braku czasu jest ceną za możliwość korzystania z owoców naszej cywilizacji...?

2 komentarze:

Anonimowy Anonimowy pisze...

Dobrze, że powróciłeś do pisania. Kilka osób przegląda/zostawia komentarze do Twoich wypowiedzi,więc jest to miłe jak autor zagląda od czasu do czasu do swojego bloga:)

...

Jak byłam kiedyś w takim letargu, że na nic nie miałam ochoty, ani wyjść, ani cokolwiek zrobić bo straciło to dla mnie sens, to teraz wolę być w takim stanie kiedy mam dużo do zrobienia i biegam jak ten "kot z pęcherzem":)Choć to jest męczące i czasem może głowa boleć od tych zaległych i aktualnych spraw,ale przynajmniej chcę rozwiązać te sprawy, wolę ból głowy ale od chaosu związanego z tymi sprawami a nie od ciągłego myślenia, że nic nie ma sensu i żadnego celu, że wszystko przepadło i to co dobre minęło. To jest fajne, że ma się obowiązki, że ma się jakieś sprawy do załatwienia (choć to może dziwnie brzmi).

...

Poza tym pojęcie "dużo" obowiązków jest proporcjonalne do naszego stopnia lenistwa. Nowinki high-tech pewnie sprzyjają nieróbstwu. Stajemy się czasami obrzydliwie wygodni. Ale to od nas zależy na ile sobie na to pozwolimy.

Choć jak pójdziemy w drugą stronę i będziemy super hiper aktywni to też będzie to obrzydliwe. Czasami mam wrażenie, że jest dziwne przekonanie, że trzeba być najlepszym we wszystkim, trzeba mieć kilka prac, trzeba być na najlepszych wakacjach, mieć najlepszą żonę/męża, trzeba mieć kilka zainteresowań i to nie jazda na rowerze i gra w piłkę, w ogóle trzeba być ciągle w biegu i być zapracowanym bo jak się wiedzie "spokojne" życie, z którego jest człowiek zadowolony to już jest nudny, bezbarwny, niemodny i leniwy. Modne jest bycie w ciągłym pośpiechu-na nic nie mam czasu- mało spałem/spałam bo tyle mam do roboty-bo takie mam bujne życie zawodowe i prywatne...Czy zawsze trzeba mieć tyle spraw do załatwienia, być dobrym we wszystkim aby żyć?

...

Uważam, że zawsze mamy obowiązki, to kwestia zorganizowania czy narobimy sobie dużo zaległych spraw. Czasami również nasze obowiązki stają się przyjemnościami i nie czujemy, że to nasz obowiązek, więc nie czujemy,że mamy tyle na głowie.

(chyba :)

Grzesiek pisze...

Cóż - miło wiedzieć, że ktoś wraca do mojego bloga :).

Zgadzam się, że lepszy jest natłok spraw niż stan letargu. Z drugiej strony szkoda, że nie da się jakoś tego wypośrodkować, tzn. cały czas mieść motywację i energię do działania, ale za razem mieć czas wolny i umieć go wykorzystać. Choć może są ludzie, dla których nie jest to żaden problem?

Niestety w naszej cywilizacji wtłacza się ludziom do głowy, że aby byli szczęśliwi, muszą dawać z siebie coraz więcej - muszą wyciskać się jak cytrynki. Czasem chciałbym stąd uciec do jakiegoś spokojnego (i w miarę ciepłego ;) miejsca... Może zostanę Amiszem albo zapiszę się do jakiegoś Kibucu? ;)