Wydaje mi się, że większość ludzi w trakcie swojego życia szuka dla siebie pewnej "niszy", czegoś, co im dobrze wychodzi, czegoś, z czego mogą być zadowoleni, dumni. Gdy już coś takiego znajdą - zaczynają się z tym utożsamiać, budować swoje ja na tej "podstawie": jestem lekarzem, inżynierem, filozofem, muzykiem, sportowcem, kibicem, humanistą, i można by tak wymieniać bez liku. Ci bardziej leniwi natomiast przyjmują zazwyczaj za bazę etykietki "ogólne", typu "facet", "kobitka", 'twardziel", "loozak", "pozytywna romantyczka", "ojciec", "matka", itp. Oczywiście wymieniłem tutaj tylko niewielką część z ogromu "specjalności".
Tymczasem jedynie kwestią czasu jest, kiedy każdy z nas umrze i kiedy świat o nim zapomni... Może więc to co jest ważne w życiu to nie to, czy jest się w czymś dobrym, ale to, jak się żyje? Może nie liczy się to, co się osiągnęło, ale jak się do tego doszło? Może nie liczy się to, kim się jest z zawodu, z zainteresowań, z obowiązku, lecz po prostu kim się jest?
Może życie jest niczym gra komputerowa: można ją przejść na kodach lub grać i grać by opanować ją do perfekcji i zyskać uznanie innych... Można też po prostu grać i czerpać z tego przyjemność bez nerwów, stresu, rywalizacji...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz