Akcja przeciwko wymuszaniu zakupu systemu Windows

Uwolnij Laptopa

piątek, 7 maja 2010

Nie przystaje do tego swiata?

Nie przystaje do tego swiata - jestem za slaby albo za mocno odczuwam emocje. Dla odpowiednich ludzi, dla waznych spraw moge uczynic wiele, wytrwale dazyc do wyznaczonego celu, jednak sam dla siebie potrafie czynic jedynie minimum. Nie chce budowac swojej kariery, nie chce wdrapywac sie po trupach na coraz wyzsze szczyty slawy, wladzy czy bogactwa by móc z góry spogladac na innych i wyobrazac sobie jak oni musza patrzec na mnie. Nie umiem tez grac, udawac silnego, pewnego siebie i zadowolonego z zycia, gdy jest dokladnie na odwrót. Lecz to czego chce wydaje sie niemozliwe w tym swiecie - chce sensu i nieskonczonosci istnienia. A moze juz tego nie chce? Na pewno jednak pragne - jak zapewne wszyscy - odwzajemnionej milosci oraz - byc moze jak niektórzy - swiata bez algorytmu rozwoju ludzkosci, bez nieustannej walki czlowieka z czlowiekiem, bez doskonalenia genów przez przelewanie krwi w jakiejkolwiek jej postaci. Lecz ten swiat nie jest rajem i raczej nigdy nim nie bedzie, ja zas zapewne juz zawsze bede widzial w nim pieklo.

7 komentarzy:

Anonimowy Anonimowy pisze...

Najbardziej osobisty post. Albo coś się wydarzyło albo już dłużej nie mogłeś w sobie tego tłumić.

Napisałeś, że dla innych ludzi jesteś w stanie wiele zrobić. Bo chyba tak jest, że innym umiemy doradzić, pocieszyć. Trudniej jest siebie ocenić i sobie pomóc.

Nie lubię udawać, że jestem silna i zadowolona z życia. Ale muszę zakładać maskę "jakie życie jest wspaniałe" i "nie ma sprawy" i "nic się nie stało" choć jest sprawa, choć stało się, a życie jest trudne a nie wspaniałe. Tylko u siebie w pokoju, sama mogę ją zdjąć i napisać tu,że tak nie jest.

I zła jestem, że człowiek nie potrafi żyć sam. Musi być kochany, doceniany, musi czuć się bezpiecznie i musi czuć się zrozumiany. Bo w przeciwnym razie, będziemy czuć się tak jak napisałeś.

Myślę, że odwzajemniona miłość wypełniłaby Ci pustkę i rozpromieniłaby Twoje serce. Jedna osoba wystarczyłaby byś widział świat jako raj:)

Smutno mi się zrobiło, jak to przeczytałam.

Grzesiek pisze...

Miło mi, że ktoś zauważył ten wpis, a za razem przykro, że wywołał on negatywne emocje.
W sumie nic szczególnego się nie wydarzyło, jednak powoli przepełnia się szala goryczy - nie udało mi się odnaleźć ludzi, dla których chciałbym żyć, a życie samo w sobie nie przedstawia dla mnie większej wartości (tj. życie aby żyć, przetrwać). W dodatku mam mieszane uczucia co do moich studiów, które wydają mi się być marnowaniem czasu – nie uczą nas tam przydatnych rzeczy, choć jest to już kurs magisterski. Gdybym nie bał się, że kiedyś mógłbym tego żałować, dawno już bym rzucił te "studia".
Być może odpowiedzią na pytanie o sens życia, a raczej "do czego służy życie" jest teza, że życie służy do łamania ludzi... W każdym razie ze znanych mi starszych (w stosunku do mojego wieku) osób, które na co dzień wydają się być zwykłymi, miej lub bardziej zadowolonymi z życia ludźmi sporo okazuje się być - znowu mniej lub bardziej - przytłoczona przez życie, a to przez problemy finansowe, a to emocjonalne, a to przez zbliżającą się starość. Stąd mam coraz większe wrażenie, że dotyczy to sporej części społeczeństwa naszej cywilizacji, jednak jest tematem tabu – w końcu żyjemy wiecznie i we wspaniałych czasach... ;)

Anonimowy Anonimowy pisze...

Może uważasz, że Twoje studia to strata czasu. Ale sam proces uczenia się przyda Ci się. Nabywasz teraz umiejętności, które wykorzystasz w późniejszej pracy czy w życiu.

Mamy taki a nie inny system szkolnictwa. Postaraj się zdobyć papierek. A przydatnych rzeczy nauczysz się w pracy.

Czasami ludzie wyolbrzymiają problemy. Może Twoi znajomi aż tak bardzo nie są przytłoczeni życiem.

Trudno wszystkim dogodzić. Zawsze ludzie będą narzekać. Na brak pieniędzy (choć wcale niektórym źle się nie powodzi) na brak czasu (a gdyby go mieli to narzekaliby że mają go za dużo i nudzi im się).

Nie wiem czy to tak jest , ale większość za dużo sobie wyobraża, ma wielkie plany na przyszłość, chce robić wielkie rzeczy. A jak te wielkie rzeczy, plany stają się małymi bo ta praca, zarobki, mieszkanie, studia, miłość nie okazują się doskonałymi, stajemy się niezadowoleni, przytłoczeni. I niby to normalne uczucie bo chcemy zawsze więcej niż mamy (a może i nienormalne). Ale może za dużo od życia , czegoś, kogoś wymagamy.

Może gdybyś od początku założył, że studia będą mieć plusy i minusy, nie rozczarowałbyś się tak. To samo z pracą, z życiem.

Łatwiej by było gdybyśmy zaakceptowali pewne rzeczy jakimi są i cieszyli się tym co mamy.

Ciesz się, że studiujesz na politechnice (tak przeczytałam w Twoim opisie) bo pewnie inni chcieliby a nie dostali się. Jesteś zdrowy (tak myślę). Ładnie budujesz zdania (to może wydać się głupi przykład ale wiele osób nie umie poprawnie powiedzieć kilku zdań, sama robię masę błędów). I na pewno masz nne powody by być szczęśliwym.

Grzesiek pisze...

Cóż - na studiach faktycznie głównie uczę się szybko uczyć. Tylko, że ciężko jest mi uczyć się czegoś gdy jest to wykładane aby zapchać czas, gdy wykładowca nie chce tak na prawdę niczego studentom przekazać, ot gdy jest to farsa.

Wydaje mi się, że moi znajomi nie są jeszcze przytłoczeni życiem, bo nie zdają lub nie chcą zdać sobie sprawy z tego, co ich czeka - oni nadal żyją nadzieją. Pewnego dnia jednak będą musieli zderzyć się z rzeczywistością. To zapewne z tego powodu wielu ludzi od +/- 40 staje się coraz bardziej wierząca, a na starość wraca do aktywnego wyznawania jakiejś religii.

Fakt, że ludziom jest trudno dogodzić (po części pewnie z powodu konstrukcji naszych mózgów - przyzwyczajanie się do często występujących bodźców), ale mówię tutaj akurat o takich jednostkach, które nie miały nigdy wielkich wymagań - nie chciały robić wielkiej kariery czy zarabiać ogromnych pieniędzy. Ogólnie mam wrażenie, że gdyby zagłębić się w temat w poważnej i szczerej rozmowie, to okazało by się, że ogromna większość ludzi (tych starszych, którzy już co-nieco przeżyli) wyjawi, że tak na prawdę ich życie nie było do końca udane.

Co do moich studiów to nigdy nic nie zakładałem, zaś sam fakt, że wytrzymałem aż tyle lat robiąc to samo w tym samym miejscu uważam prawie za cud ;). Zawsze ciężko było mi wpasować się w ramy zwykłego życia w tym świecie, po części zapewne dla tego, że patrząc na nie z dalszej perspektywy nie widzę sensu.

W sumie pewnie mam sporo powodów by być szczęśliwym na krótką metę, tj. tu i teraz (choć wizja wtorkowego kolokwium z matematyki, do którego nie jestem przygotowany nie specjalnie mnie uszczęśliwia). Problem polega na tym, że ciężko mi jest myśleć jedynie w "wąskiej czasoprzestrzeni", tj. w czasie - teraz i najbliższa przyszłość, oraz w przestrzeni - blisko mojego nosa. Z dalszej perspektywy zaś - jak już pisałem - życie (nie tylko moje) nie wygląda najciekawiej. Zapewne idealnie byłoby to zaakceptować i starać się wyciągać choć trochę satysfakcji z codzienności, ale takie podejście za razem minimalizuje u mnie siłę do większych działań, a studia czy lepsza praca w naszej cywilizacji jednak trochę tej siły wymagają.

Może kiedyś rzucę to wszystko w cholerę, ostatnie pieniądze wydam na bilet i ucieknę do jakiegoś miejsca oddalonego od cywilizacji w kraju o umiarkowanym klimacie, gdzie będę mógł w spokoju zastanawiać się nad sensem istnienia i tworzyć małą ostoję optymalności w świecie chaosu :).

Anonimowy Anonimowy pisze...

Czasem jak czytam Twoje wypowiedzi, to myślę, że sobie życie komplikujesz (nie chcę Ciebie obrazić, nie jestem też odpowiednią osobą aby Ciebie oceniać). Ale może gdybyś bardziej skupił się na swoim życiu, na swoich celach, bardziej na przyziemskich sprawach a nie co będzie z ludźmi wieku 40 lat to sens życia sam by się odnalazł i nie trzeba by było uciekać od tej cywilizacji.

Choć jak piszesz w wielu postach to właśnie najtrudniej Ci się skupić na sobie i takich zwykłych sprawach, ziemskich;)

angell007 angell007 pisze...

"Nie przystaję do tego świata?"- czyli dokładnie jak czuć się samotnym wśród tłumu. Kiedy ma się te 24 lata słyszy się "świat stoi przed Tobą otworem, możesz wszystko, od Ciebie zależy Twoja przyszłość" jednak kiedy się nie zna swojego miejsca na Ziemi, kiedy nie wie się kim się chce być i jak ma wyglądać przyszłość, gubi się sens, odczuwa się samotność. Myślenie o potrzebach materialnych dom, pieniądze ktoś uznałby za przyszłość, ale przyszłość to nie tylko materializm to także poczucie kim się jest i kim się chciałoby być, a nie każdy potrafi znaleźć na to odpowiedź. Ludzie pracują z poczucia obowiązku by przetrwać by zapewnić sobie standard życia nie zawsze jednak wiedzą kim są pracują tam gdzie jest praca nie zawsze tam gdzie by marzyli, a miejsce w którym są czy chciałoby się nazwać domem.
Pozdrawiam

Anonimowy Anonimowy pisze...

angell007 "jednak kiedy się nie zna swojego miejsca na Ziemi, kiedy nie wie się kim się chce być i jak ma wyglądać przyszłość, gubi się sens, odczuwa się samotność" - jak dobrze to znam...