niedziela, 16 grudnia 2007
sobota, 8 grudnia 2007
przeszłość > . < przyszłość
Żyjemy w teraźniejszości, lecz patrzymy w przyszłość oczami przeszłości.
Żyjemy przeszłością marząc o przyszłości, która nigdy nie nastąpi.
Szukamy szczęścia w tym co było lub w tym, co będzie - dzisiaj jest tylko chwilą w której musimy być.
Żyjemy przeszłością marząc o przyszłości, która nigdy nie nastąpi.
Szukamy szczęścia w tym co było lub w tym, co będzie - dzisiaj jest tylko chwilą w której musimy być.
piątek, 30 listopada 2007
emotions
Emotions... Through them you've been born, for them you live. Will you die before they manage to kill you?
środa, 28 listopada 2007
Człowieku!
Przez wieki, tysiąclecia... Mówili Ci kim masz być, co masz robić, jak masz żyć.
Byłeś ziarnkiem piasku w klepsydrze czasu, trybikiem wielkiej życia maszyny, byłeś by służyć, służyłeś, by być! Mówili Ci co jest dobrem a co złem, co jest grzechem a co nie. Ty słuchałeś...
Czy zwali się kapłanami, filozofami czy królami, przywódcami czy menadżerami. Czyniłeś co chcieli.
Kazali Ci szukać szczęścia w przyszłości, kazali Ci widzieć cel tam gdzie horyzont, obiecali Ci raj. Ty zaś szedłeś do pracy, do walki, do świątyni wierząc... Wierząc, że szczęście jest tuż, że masz je w garści, że nie wymknie się już.
Czasem ból i cierpienie otwierały Ci oczy, pytałeś o sens, lecz ich nic nie zaskoczy - kazali Ci biec, byś zgubił dech i zapadł w sen. Zabronili Ci myśleć, podważać, interpretować. Miałeś ich słuchać, siebie nie żałować.
Jednak z czasem widziałeś dalej, słyszałeś lepiej, czułeś mocniej: gdy szczuć już Cię nie mogli, zaczęli tresować. Kazali Ci walczyć za kraj, ginąć za sprawę, umrzeć dla honoru, pracować dla dobrobytu, płodzić dla narodu. Kosztowało Cię to wiele... krwi, cierpienia, potu.
Pot i krew miały pozbawić Cię wzroku, lecz cierpienie rozwarło twe oczy. Zobaczyłeś, że jesteś, żyjesz, myślisz, czujesz. Zobaczyłeś, że żyje jeszcze, myśli i czuje ten, którego właśnie przebijasz bagnetem, ten którego niszczysz, bo wszedł Ci w drogę, ten, którego nienawidzisz bo jest inny.
Dzisiaj... Dzisiaj słuchasz nadal! Lecz nie z przymusu, a z własnej woli... Wierzysz, że: jesteś wolny, lecz nie możesz!, jesteś niezależny, lecz musisz!, masz wybór, lecz nie powinieneś!
Oślepiony blaskiem świadomości znów przymknąłeś oczy. Uciekłeś! Czy odpowiedzialność i zrozumienie są straszniejsze niż pęta i okowy? Czy łatwiej bać się zaćmienia i błyskawic, burzy i ciemności, niż żyć w zrozumienia nieskończoności? Czy łatwiej jest Ci nienawidzić i walczyć niż kochać i tworzyć? Czy łatwiej powiedzieć "Złodziej!","Żyd!", "Pedał!" niż "przepraszam", "rozumiem", "wybaczam"?
Łatwiej? To dlaczego nie jesteś szczęśliwy?
Byłeś ziarnkiem piasku w klepsydrze czasu, trybikiem wielkiej życia maszyny, byłeś by służyć, służyłeś, by być! Mówili Ci co jest dobrem a co złem, co jest grzechem a co nie. Ty słuchałeś...
Czy zwali się kapłanami, filozofami czy królami, przywódcami czy menadżerami. Czyniłeś co chcieli.
Kazali Ci szukać szczęścia w przyszłości, kazali Ci widzieć cel tam gdzie horyzont, obiecali Ci raj. Ty zaś szedłeś do pracy, do walki, do świątyni wierząc... Wierząc, że szczęście jest tuż, że masz je w garści, że nie wymknie się już.
Czasem ból i cierpienie otwierały Ci oczy, pytałeś o sens, lecz ich nic nie zaskoczy - kazali Ci biec, byś zgubił dech i zapadł w sen. Zabronili Ci myśleć, podważać, interpretować. Miałeś ich słuchać, siebie nie żałować.
Jednak z czasem widziałeś dalej, słyszałeś lepiej, czułeś mocniej: gdy szczuć już Cię nie mogli, zaczęli tresować. Kazali Ci walczyć za kraj, ginąć za sprawę, umrzeć dla honoru, pracować dla dobrobytu, płodzić dla narodu. Kosztowało Cię to wiele... krwi, cierpienia, potu.
Pot i krew miały pozbawić Cię wzroku, lecz cierpienie rozwarło twe oczy. Zobaczyłeś, że jesteś, żyjesz, myślisz, czujesz. Zobaczyłeś, że żyje jeszcze, myśli i czuje ten, którego właśnie przebijasz bagnetem, ten którego niszczysz, bo wszedł Ci w drogę, ten, którego nienawidzisz bo jest inny.
Dzisiaj... Dzisiaj słuchasz nadal! Lecz nie z przymusu, a z własnej woli... Wierzysz, że: jesteś wolny, lecz nie możesz!, jesteś niezależny, lecz musisz!, masz wybór, lecz nie powinieneś!
Oślepiony blaskiem świadomości znów przymknąłeś oczy. Uciekłeś! Czy odpowiedzialność i zrozumienie są straszniejsze niż pęta i okowy? Czy łatwiej bać się zaćmienia i błyskawic, burzy i ciemności, niż żyć w zrozumienia nieskończoności? Czy łatwiej jest Ci nienawidzić i walczyć niż kochać i tworzyć? Czy łatwiej powiedzieć "Złodziej!","Żyd!", "Pedał!" niż "przepraszam", "rozumiem", "wybaczam"?
Łatwiej? To dlaczego nie jesteś szczęśliwy?
wtorek, 27 listopada 2007
Gdybym miał...
Gdybym miał umierać, to: w blasku słońca przy bezchmurnym niebie na zielonym trawniku przy ruchliwej ulicy w ramionach ukochanej osoby przy wspaniałej muzyce. Wtedy nie umrę!
sobota, 24 listopada 2007
You should have know...
- I'm sorry but this is impossible.
- Why?..
- You see - on our planet there are some rules and you have to fallow them.
- But you are talking so much about love and so on and this is just about love, nothing else.
- Well maybe, but there are different kinds of love and it happens that the kind you're talking about is not the one commonly accepted.
- I thought that... what was his name...? Jesus? Did he pointed out that there are any different loves and that they should be treated differently?
- Well... No.
- So what is wrong with my love? It doesn't harm anyone. The person I love is mature and responsible, so do I.
- I think that you still haven't understood how things are working here on Earth. Yes, we talk a lot about love, but that's just talking. The most important thing is to be accepted by the whole. You must learn to feel the happiness which comes from being a member of society! And in order to be accepted - among others things - you must love the right person with the right love. It should be someone of the same skin color, religion and nation, possibly the same social class, wealth, age and naturally opposite gender. Your gender is as important as your fertility because you must have children. Surviving of the whole is primal! You must devote your live and - if necessary - your happiness to the whole. And if you aren't lucky enough to love and being loved by a commonly accepted kind of love, then you have to abandon it. Don't worry - it's not so hard, there's plenty of people who have done it in the past and do it every day.
- But... But isn't love the most important thing in our lives, reason you actually live for?!
- Well - it's all the matter of approach. You can suppress that feeling and then find yourself a replacement. Pick up a nation you want to fight for, a religion you want to die for, a cause you want to serve or just lose yourself in your work, alcohol, drugs, sex, and so on.
- Oh...
- Yes - we don't really care about you and your fate as long as you fallow the main rules. And remember - we know better.
- Thank you for your explanation... Now I understand...
- Yes... I see... But don't try doing anything against our rules or we will destroy you, if not by force, then by hatred! And no - I'm not interested what Jesus said about hatred!
- Why?..
- You see - on our planet there are some rules and you have to fallow them.
- But you are talking so much about love and so on and this is just about love, nothing else.
- Well maybe, but there are different kinds of love and it happens that the kind you're talking about is not the one commonly accepted.
- I thought that... what was his name...? Jesus? Did he pointed out that there are any different loves and that they should be treated differently?
- Well... No.
- So what is wrong with my love? It doesn't harm anyone. The person I love is mature and responsible, so do I.
- I think that you still haven't understood how things are working here on Earth. Yes, we talk a lot about love, but that's just talking. The most important thing is to be accepted by the whole. You must learn to feel the happiness which comes from being a member of society! And in order to be accepted - among others things - you must love the right person with the right love. It should be someone of the same skin color, religion and nation, possibly the same social class, wealth, age and naturally opposite gender. Your gender is as important as your fertility because you must have children. Surviving of the whole is primal! You must devote your live and - if necessary - your happiness to the whole. And if you aren't lucky enough to love and being loved by a commonly accepted kind of love, then you have to abandon it. Don't worry - it's not so hard, there's plenty of people who have done it in the past and do it every day.
- But... But isn't love the most important thing in our lives, reason you actually live for?!
- Well - it's all the matter of approach. You can suppress that feeling and then find yourself a replacement. Pick up a nation you want to fight for, a religion you want to die for, a cause you want to serve or just lose yourself in your work, alcohol, drugs, sex, and so on.
- Oh...
- Yes - we don't really care about you and your fate as long as you fallow the main rules. And remember - we know better.
- Thank you for your explanation... Now I understand...
- Yes... I see... But don't try doing anything against our rules or we will destroy you, if not by force, then by hatred! And no - I'm not interested what Jesus said about hatred!
Miłość, zauroczenie.
Chyba każdemu zdarzyło się "poczuć" innego człowieka, chcieć z nim pobyć, porozmawiać, zobaczyć jak się uśmiecha. Czy to jest miłość, czy tylko płochliwe zauroczenie?
Ważniejszym jednak wydaje się pytanie czy uczucie to zależy tylko od wyglądu, od ciała i twarzy drugiej osoby, czy też jest coś jeszcze? Gdyby obiekt naszego zauroczenia nagle bardzo zmienił swój wygląd, np. w wyniku wypadku, nawet nie na jakiś odstraszający ale już jednak inny, czy nadal darzylibyśmy go tak silnym uczuciem?
Może wszystko zależy od czasu: może po latach bycia z ukochaną osobą ciało przestaje już być tak ważne, zaś kochać zaczyna się jej wnętrze? Być może jednak czasem zaczyna się kochać czyjeś wnętrze od pierwszego spojrzenia, gdyż od razu wie się kim ta osoba jest? Może prawda leży gdzieś po środku, a wpływ ciała i duszy zależy od odczuwającego i odczuwanego?
Ciężko to jednoznacznie stwierdzić...
Może więc nie należy oskarżać swoich uczuć o małostkowość, może jednak warto próbować by poznać prawdę?
Ważniejszym jednak wydaje się pytanie czy uczucie to zależy tylko od wyglądu, od ciała i twarzy drugiej osoby, czy też jest coś jeszcze? Gdyby obiekt naszego zauroczenia nagle bardzo zmienił swój wygląd, np. w wyniku wypadku, nawet nie na jakiś odstraszający ale już jednak inny, czy nadal darzylibyśmy go tak silnym uczuciem?
Może wszystko zależy od czasu: może po latach bycia z ukochaną osobą ciało przestaje już być tak ważne, zaś kochać zaczyna się jej wnętrze? Być może jednak czasem zaczyna się kochać czyjeś wnętrze od pierwszego spojrzenia, gdyż od razu wie się kim ta osoba jest? Może prawda leży gdzieś po środku, a wpływ ciała i duszy zależy od odczuwającego i odczuwanego?
Ciężko to jednoznacznie stwierdzić...
Może więc nie należy oskarżać swoich uczuć o małostkowość, może jednak warto próbować by poznać prawdę?
Ludzie bez twarzy
Internet jest pełen ludzi bez twarzy.
Ludzi ukrywających swoje prawdziwe oblicze, tożsamość, a często nawet imię.
A przecież gdyby spotkali się oni w realnej rzeczywistości, nie nosili by masek-awatarów, nie zasłaniali by twarzy?
Czego oni się lękają? Że ktoś ich rozpozna?
Czyżby więc w internecie byli innymi ludźmi?
Jeśli tak to chociaż jedna z ich osobowości jest fałszywa...
Ludzi ukrywających swoje prawdziwe oblicze, tożsamość, a często nawet imię.
A przecież gdyby spotkali się oni w realnej rzeczywistości, nie nosili by masek-awatarów, nie zasłaniali by twarzy?
Czego oni się lękają? Że ktoś ich rozpozna?
Czyżby więc w internecie byli innymi ludźmi?
Jeśli tak to chociaż jedna z ich osobowości jest fałszywa...
czwartek, 22 listopada 2007
where are they now?
They were all here,
billions of them,
walking the same ground,
watching the same stars,
where are they now?
billions of them,
walking the same ground,
watching the same stars,
where are they now?
sobota, 17 listopada 2007
War never changes...
Woja jest straszną głupotą...
Lecz na świecie jest tylu głupków, że trzeba armii by móc się przed nimi bronić...
Jednak czy armia nie szkoli głupków?...
Lecz na świecie jest tylu głupków, że trzeba armii by móc się przed nimi bronić...
Jednak czy armia nie szkoli głupków?...
zdziwnienie
Był sobie kiedyś człowiek, który myślał, że wie: co jest naturalne, a co nie, co jest dobre, a co złe. Potem się bardzo zdziwił...
wtorek, 6 listopada 2007
Szukam sensu
Nie potrafię zaakceptować skończoności, nie mogę znieść przemijania, nie rozumiem życia, i boję się śmierci. I chociaż wiele dni zostało mi jeszcze na tym padole, nie chcę żyć tylko po to, by ze mnie powstał następny człowiek, może jak ja przeklęty. Gdy ogarniam całość, widzę cykl istnienia, gnębi mnie żałość marnotrawienia, smutku, zniszczenia. Gnębi mnie brak sensu błędnego koła tego istnienia. Nie chcę być trybem w wielkiej maszynie, chcę rozumieć, dokąd życie płynie, chcę widzieć sens w moich działaniach, sens ponadczasowy, nieskończony. Nie mogę zaakceptować skończoności istnienia. Choć jestem młody, widzę już starość i wiem, że to już tylko kwestia czasu - odwrotu nie ma.
Nie rozumiem życia,
boję się śmierci,
nie chcę przeminąć,
by żyć bez sensu.
Chcę wiedzieć dokąd życie płynie,
chcę zobaczyć źródło,
i poczuć strumień.
Gdy widzę całość,
błędnego życia koła,
budzi się we mnie okropne uczucie,
brak sensu o sens woła.
Dlaczego mam żyć,
by rodzić i tworzyć,
skoro nie mnie przyjdzie owce zbierać?
Jak Ktoś mógł stworzyć świadomość,
i zamknąć ją w klatce niezrozumienia?
Chyba nic okrutniejszego na świecie nie ma.
Uczucie zamknięcia w nieskończoności,
strach przed ciemnością,
i nadzieja,
Że to ma sens, że to ma jednak jakiś sens.
I wiem, że forma jest dziurawa jak ser szwajcarski, lecz treść płynie z serca - nie moja wina, że mózg nie potrafi jej ładnie oprawić w ramki.
Nie rozumiem życia,
boję się śmierci,
nie chcę przeminąć,
by żyć bez sensu.
Chcę wiedzieć dokąd życie płynie,
chcę zobaczyć źródło,
i poczuć strumień.
Gdy widzę całość,
błędnego życia koła,
budzi się we mnie okropne uczucie,
brak sensu o sens woła.
Dlaczego mam żyć,
by rodzić i tworzyć,
skoro nie mnie przyjdzie owce zbierać?
Jak Ktoś mógł stworzyć świadomość,
i zamknąć ją w klatce niezrozumienia?
Chyba nic okrutniejszego na świecie nie ma.
Uczucie zamknięcia w nieskończoności,
strach przed ciemnością,
i nadzieja,
Że to ma sens, że to ma jednak jakiś sens.
I wiem, że forma jest dziurawa jak ser szwajcarski, lecz treść płynie z serca - nie moja wina, że mózg nie potrafi jej ładnie oprawić w ramki.
poniedziałek, 29 października 2007
Głową w mur na umór...
Czytając o agnostycyzmie, sufizmie, czy wypełniając enneagram widzę, że tylu już było na świecie ludzi, którzy szukali zrozumienia, którzy chcieli pojąć świat przed swoją śmiercią... Być może więc staram się przebić głową mur, który zniósł bez szwanku tysiące, jeśli nie miliony uderzeń ludzi mądrzejszych ode mnie...
Czy każdy musi być w czymś dobry?
Wydaje mi się, że większość ludzi w trakcie swojego życia szuka dla siebie pewnej "niszy", czegoś, co im dobrze wychodzi, czegoś, z czego mogą być zadowoleni, dumni. Gdy już coś takiego znajdą - zaczynają się z tym utożsamiać, budować swoje ja na tej "podstawie": jestem lekarzem, inżynierem, filozofem, muzykiem, sportowcem, kibicem, humanistą, i można by tak wymieniać bez liku. Ci bardziej leniwi natomiast przyjmują zazwyczaj za bazę etykietki "ogólne", typu "facet", "kobitka", 'twardziel", "loozak", "pozytywna romantyczka", "ojciec", "matka", itp. Oczywiście wymieniłem tutaj tylko niewielką część z ogromu "specjalności".
Tymczasem jedynie kwestią czasu jest, kiedy każdy z nas umrze i kiedy świat o nim zapomni... Może więc to co jest ważne w życiu to nie to, czy jest się w czymś dobrym, ale to, jak się żyje? Może nie liczy się to, co się osiągnęło, ale jak się do tego doszło? Może nie liczy się to, kim się jest z zawodu, z zainteresowań, z obowiązku, lecz po prostu kim się jest?
Może życie jest niczym gra komputerowa: można ją przejść na kodach lub grać i grać by opanować ją do perfekcji i zyskać uznanie innych... Można też po prostu grać i czerpać z tego przyjemność bez nerwów, stresu, rywalizacji...
Tymczasem jedynie kwestią czasu jest, kiedy każdy z nas umrze i kiedy świat o nim zapomni... Może więc to co jest ważne w życiu to nie to, czy jest się w czymś dobrym, ale to, jak się żyje? Może nie liczy się to, co się osiągnęło, ale jak się do tego doszło? Może nie liczy się to, kim się jest z zawodu, z zainteresowań, z obowiązku, lecz po prostu kim się jest?
Może życie jest niczym gra komputerowa: można ją przejść na kodach lub grać i grać by opanować ją do perfekcji i zyskać uznanie innych... Można też po prostu grać i czerpać z tego przyjemność bez nerwów, stresu, rywalizacji...
piątek, 12 października 2007
Pieniądze - reprezentacja energii?
A gdyby tak założyć, że pieniądze to tylko reprezentacja energii, oraz, że każdy dąży do posiadania jak największej "ilości" energii?
Wtedy im więcej posiadałbyś pieniędzy, tym więcej miałbyś energii, a więc tym mniej musiałbyś wkładać własnej energii w życie (praca, obowiązki, itp.). Pracowaliby za Ciebie inni w zamian za część posiadanej przez Ciebie energii.
Wszystko dobrze, ale jeśli rynek jest układem zamkniętym, to oznaczało by to, że ktoś musi stracić energię, byś Ty mógł ją zyskać, oraz, że zachodzą straty energii podczas tej wymiany. To z kolei oznaczało by nieuchronny kryzys ekonomiczny w skutek wyczerpania się energii...
Może więc rynek jest układem do którego stale dostarczana jest energia? I tak produkty rolne są zasilane energią słoneczną - pobierają energię z zewnątrz układu, natomiast kopaliny posiadają w sobie energię skumulowaną tam przez procesy chemiczne zachodzące w gwiazdach i planetach.
Wszystko łączy się w logiczną całość, zaś człowiek wydaje się być tylko jednym z ogromnej ilości procesów zachodzących we Wszechświecie; kolejnym procesem przetwarzającym energię. Tylko w takim razie jak się mają do energii nasze uczucia, świadomość, itp?
Wtedy im więcej posiadałbyś pieniędzy, tym więcej miałbyś energii, a więc tym mniej musiałbyś wkładać własnej energii w życie (praca, obowiązki, itp.). Pracowaliby za Ciebie inni w zamian za część posiadanej przez Ciebie energii.
Wszystko dobrze, ale jeśli rynek jest układem zamkniętym, to oznaczało by to, że ktoś musi stracić energię, byś Ty mógł ją zyskać, oraz, że zachodzą straty energii podczas tej wymiany. To z kolei oznaczało by nieuchronny kryzys ekonomiczny w skutek wyczerpania się energii...
Może więc rynek jest układem do którego stale dostarczana jest energia? I tak produkty rolne są zasilane energią słoneczną - pobierają energię z zewnątrz układu, natomiast kopaliny posiadają w sobie energię skumulowaną tam przez procesy chemiczne zachodzące w gwiazdach i planetach.
Wszystko łączy się w logiczną całość, zaś człowiek wydaje się być tylko jednym z ogromnej ilości procesów zachodzących we Wszechświecie; kolejnym procesem przetwarzającym energię. Tylko w takim razie jak się mają do energii nasze uczucia, świadomość, itp?
Materia, energia i... informacja?
Wyobraź sobie, że kupiłeś sobie właśnie grę komputerową. Trzymasz w rękach płytę i myślisz sobie: "to jest moja gra". Instalujesz grę na komputerze, i możesz już zagłębić się w nowy, inny świat - świat gry. Wyobraź sobie jednak, że Twój egzemplarz gry jest już ostatnim na świecie, że nikt już nie ma jej ani na płycie, ani na twardym dysku. Następnie - o zgrozo! - Twój komputer się zapala, co niszczy Twój dysk twardy oraz płytę w napędzie... Teraz można sobie postawić pytanie: co się stało z grą? Zniknęła...? Spalił się dysk twardy i płyta, ale czy gra się spaliła?
Wydaje mi się, że gra się nie spaliła, nie zniknęła - jej nigdy fizycznie nie było. Fizycznie istniały tylko nośniki, na których została zapisana, zaś energetycznie - tylko jej oddziaływanie na nasz świat (obraz na ekranie, dźwięk w głośnikach...).
Gra sama w sobie jest informacją, czymś niefizycznym i nieenergetycznym. Jest ideą, a mimo to istnieje i może oddziaływać na nasz świat.
Może i my jako świadomość jesteśmy informacją, która za pomocą naszych ciał oddziałuje na ten świat? Ktoś mógłby nazwać to duszą.
Wydaje mi się, że gra się nie spaliła, nie zniknęła - jej nigdy fizycznie nie było. Fizycznie istniały tylko nośniki, na których została zapisana, zaś energetycznie - tylko jej oddziaływanie na nasz świat (obraz na ekranie, dźwięk w głośnikach...).
Gra sama w sobie jest informacją, czymś niefizycznym i nieenergetycznym. Jest ideą, a mimo to istnieje i może oddziaływać na nasz świat.
Może i my jako świadomość jesteśmy informacją, która za pomocą naszych ciał oddziałuje na ten świat? Ktoś mógłby nazwać to duszą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)